🏴 [Futbol] Premier League, angielska piłka, piłkarze...
-
Dzisiaj o 17:30 starcie na szczycie - Liverpool zagra na Anfield z Manchesterem United. Kto wygra Bitwę o Anglię? Oby Manchester United
-
@toomanyways said in [Futbol] Premier League, angielska piłka, piłkarze...:
Dzisiaj o 17:30 starcie na szczycie - Liverpool zagra na Anfield z Manchesterem United. Kto wygra Bitwę o Anglię? Oby Manchester United
Bezbramowy remis można uznać za sukces obu druzyn, które zagrały bez polotu i pomysłu na wygranie tego szlagieru .
-
@dovco_handf łatwo nie było, ale szkoda kilku sytuacji United w drugiej połowie meczu.
-
Niedzielne mecze:
Aston Villa - Everton przełożonySheffield United 1-3 Tottenham
59' David McGoldrick, J. Fleck - 5' Serge Aurier Asysta: H. M. Son; 40' Harry Kane P. Højbjerg; 62' Tanguy Ndombélé S. BergwijnW pierwszych trzech kwadransach spotkania niespodzianki nie było. Goście wypracowali sobie dwubramkową zaliczkę. Chociaż godne podkreślenia jest to, że mieliśmy wyrównane zawody, w których jednak Tottenham wyróżnił się lepszą skutecznością.
Drużyna z Tottenham Hotspur Stadium w pierwszej części oddała trzy celne strzały, z czego po dwóch próbach do kapitulacji był zmuszony golkiper Sheffield United. Wynik meczu został otwarty już w piątej minucie, gdy po dośrodkowaniu Son Heung-Mina do siatki po uderzeniu głową trafił Serge Aurier.
Tymczasem wynik na 2:0 w 40. minucie podwyższył Harry Kane. Reprezentant Anglii wykorzystał podanie od Pierre’a Hojbjerga, oddając strzał sprzed pola karnego. Tym samym napastnik Kogutów zaliczył dwunaste trafienie w trakcie trwającej kampanii.
Po zmianie stron David McGoldrick wlał nadzieję w serca kibiców gospodarzy. Zatem ekipa Chrisa Wildera mogła liczyć, że jeszcze nie wszystko stracone. Irlandczyk zamienił na bramkę genialna centrę Johna Flecka. Niemniej w 62. minucie Tanguy Ndombele strzelił gola na 3:1 dla Tottenhamu, lobując Aarona Ramsdale’a.
Do końca zawodów wynik już się nie zmienił. Jednocześnie ekipa Jose Mourinho przełamała się na wyjeździe w lidze angielskiej, gdzie nie potrafiła wygrać od czterech meczów. Dla piłkarzy Tottenhamu była to druga wygrana w 2021 roku i ogólnie dziewiąta w sezonie. Dlatego na koncie londyńskiej ekipy w tabeli Premier League już 33 punkty. Z kolei Sheffield z pięcioma oczkami wciąż pozostaje czerwoną latarnią rozgrywek.
Liverpool 0-0 Manchester United
Piłkarze Juergena Kloppa już na samym początku zaatakowali rywala wysokim pressingiem, co okazało się dobrą decyzją, ponieważ dzięki temu mogli dyktować warunki gry. Gospodarze większość akcji przeprowadzali z wykorzystaniem bocznych obrońców, a szczególnie Andrewa Robertsona. Szkot miał kilka okazji na pokonanie Davida de Gei, ale za każdym razem brakowało precyzji. Właśnie to było problemem Liverpoolu, który do 27. minuty oddał siedem strzałów, ale żaden z nich nie zmierzał w światło bramki.Na Anfield w piłkę grała tylko jedna drużyna i jak łatwo się domyślić, nie był to Manchester United, który został zepchnięty do głębokiej defensywy. Czerwone Diabły zostawiały przeciwnikowi zbyt dużo wolnej przestrzeni. Ponadto wraz w upływem czasu popełniały coraz więcej błędów w obronie oraz wyprowadzeniu piłki. Ofensywni gracze gości byli praktycznie niewidoczni, ponieważ Liverpool skutecznie wyłączył ich z gry. Zawodnicy prowadzeni przez Ole Gunnara Solskjaera United próbowali stworzyć zagrożenie w polu karnym The Reds przeważnie po indywidualnych akcjach Luke’a Shawa, lub Marcusa Rashforda, ale nie dało do pożądanego rezultatu.
Jedyny strzał Manchesteru United miał miejsce w 34. minucie, gdy rzut wolny wykonywał Bruno Fernandes. Portugalczyk nie trafił w bramkę, ale do uszczęśliwienia swoich kibiców zabrakło niewiele. Chwilę później Liverpool oddał pierwszy i równocześnie jedyny celny strzał w tej części meczu. Jego autorem był Roberto Firmino, który mógł odegrać do niepilnowanego Robertsona, ale wybrał inaczej. Brazylijczyk znalazł się w szesnastce i przymierzył w sam środek bramki, ale niecelnie. Do przerwy rezultat tego starcia nie zmienił się.
Drugie 45 minut na Anfield wyglądało bardzo podobnie, jak pierwsze. Liverpool ponownie miał dużą przewagę w posiadaniu piłki oraz oddał więcej strzałów na bramkę rywali. Wciąż problemem była jednak finalizacja kreowanych sytuacji i de Gea nie miał dużo pracy.
Manchester United wciąż stwarzał zagrożenie głównie po kontratakach, ale w ofensywie wyglądał już lepiej. Zwłaszcza, gdy Edinson Cavani pojawił się na boisku w miejsce Anthony’ego Martiala. Urugwajczyk starał się odmienić losy meczu, ale w pojedynkę niewiele mógł zdziałać. W 75. minucie kapitalną okazję na strzelenie gola miał Fernandes, który otrzymał podanie od Shawa, a następnie przymierzył w sam środek bramki. Zrobił to jednak zbyt lekko. Trzy minuty później akcja przeniosła się w drugie pole karne, gdzie de Gea zatrzymał świetne uderzenie w wykonaniu Thiago. Mimo emocji w końcowej fazie meczu, żadna z drużyn nie trafiła do siatki i hit na Anfield zakończył się remisem 0:0.
The Reds kolejne spotkanie rozegrają ponownie na Anfield. Tym razem Liverpool zmierzy się z Burnley. Z kolei Manchester United uda się do Londynu, a konkretnie na Craven Cottage, gdzie rozegra mecz z Fulham.
Manchester City 4-0 Crystal Palace
26' John Stones K. D. Bruyne; 56' İlkay Gündoğan; 68' John Stones; 88' Raheem SterlingPierwsze kilkanaście minut nie zaskoczyło nikogo, ponieważ Obywatele zdominowali posiadanie piłki i poprzez skrupulatnie budowane akcje zamierzali zagrozić defensywie przeciwnika. Szło im to jednak opornie, ponieważ brakowało strzałów, a bez tego niezwykle trudno o objęcie prowadzenia.
W końcu nastąpiło jednak przełamanie i piłkarze Pepa Guardioli strzelili gola na 1:0. Kevin de Bruyne dośrodkował do Johna Stonesa, który po uderzeniu piłki głową w lewy róg bramki, trafił do siatki. Tym samym belgijski pomocnik ma już na koncie 76 asyst w Premier League, dzięki czemu zrównał się w tej klasyfikacji z Teddy’m Sheringhamem. Gospodarze nie zamierzali się zatrzymać i dążyli do strzelenia kolejnego gola. Ta sztuka się jednak nie udała i do przerwy Crystal Palace przegrywało 0:1.
Druga połowa wyglądała niemal identycznie, jak pierwsza. Manchester City wciąż dominował nad rywalem i bombardował go strzałami. Po jednym z nich w 56. minucie do siatki trafił Ilkay Gundogan. Niemiec z łatwością minął przeciwników i z krawędzi pola karnego przymierzył fenomenalnie w prawy róg bramki.
W 68. minucie było już 3:0. De Bruyne dośrodkował z rzutu rożnego, a strzał oddał Ruben Dias. Uderzenie Portugalczyka zatrzymał jednak Vicente Guaita, który odbił futbolówkę przed siebie wprost do Stonesa. Anglik zachował się, jak rasowy snajper i przymierzył celnie w lewy róg bramki. Gdy wydawało się, że rezultat już się nie zmieni, do gry wkroczył Raheem Sterling. Anglik na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry, wykonał rzut wolny ze skraju pola karnego i okazało się to trafną decyzją. 28-latek przymierzył bowiem fenomenalnie w prawy górny róg bramki.
Crystal Palace nie istniało w tym meczu. Londyńczycy zagrali bardzo słabo w obronie oraz ataku. Brakowało wszystkiego, jakości, zaangażowania itp. Z kolei Obywatele potwierdzili swoją klasę i umiejętności sportowe. Ostatecznie zasłużenie wygrali 4:0.
Piłkarze Manchesteru City w najbliższą środę odrobią ligowe zaległości i zmierzą się na własnym stadionie z Aston Villą. Z kolei w następnej kolejce ich przeciwnikiem w delegacji będzie West Bromwich Albion. Natomiast Crystal Palace zmierzy się w derbach Londynu z West Hamem.
-
Arsenal 3-0 Newcastle United
50' Pierre-Emerick Aubameyang Thomas; 60' Bukayo Saka E. S. Rowe; 77' Pierre-Emerick Aubameyang C. SoaresW pierwszej połowie byliśmy świadkami jednostronnej gry. Zdecydowanie wyższą jakość piłkarską prezentowali Kanonierzy, jednak nie potrafili wykorzystać swojej przewagi. Sroki były zepchnięte do głębokiej defensywy i do przerwy oddały zaledwie strzał. Natomiast piłkarze Arsenalu z dużą łatwością konstruowali kolejne akcje ofensywne. Worek z bramkami rozwiązałby się wcześniej, gdyby nie rozregulowane celowniki podopiecznych Artety.
Tymczasem początek drugiej połowy bezdyskusyjnie należał do Arsenalu. Prowadzenie drużynie z północnego Londynu zapewnił Pierre-Emerick Aubameyang, który z trudnej pozycji oddał strzał nie do obrony pod samą poprzeczkę. To trafienie nadało jeszcze większej pewności siebie gospodarzom i lekkości w wyprowadzaniu następnych ataków. Po godzinie gry na tablicy wyników było już 2:0. Przy całej akcji należy pochwalić młode talenty Arsenalu. Najpierw Smith Rowe kątem oka ujrzał lepiej ustawionego Sakę, a ten bez większego zastanowienia z odległości jedenastu metrów wpakował futbolówkę do siatki.
W końcówce starcia nie wiele ulegało zmianie. Nadal warunki dyktowali gospodarze, którzy w 78. minucie dopięli swego i mogli cieszyć się z kolejnego gola. Dublet ustrzelił Gabończyk. Tym razem Kanonierzy wręcz ośmieszyli szyki defensywne Srok i do pustej bramki bez problemu trafił Aubameyang, ustalając wynik rywalizacji na 3:0.
Arsenal potwierdził tym triumfem, że jest na dobrej drodze, aby wrócić do walki o europejskie puchary. Z kolei Newcastle od dłuższego czasu jest w kryzysie, a na komplet punktów czeka od ponad miesiąca.
-
West Ham United 2-1 West Bromwich Albion
45' +1 Jarrod Bowen V. Coufal; 66' Michail Antonio A. Yarmolenko - 51' Matheus Pereira K. GrosickiBez niespodzianki obeszło się w pierwszym wtorkowym spotkaniu 18. kolejki Premier League. West Ham United pokonał na własnym stadionie 2:1 West Bromwich Albion. Na uwagę zasługuje asysta Kamila Grosickiego przy jedynym trafieniu gości.
Kamil Grosicki po raz drugi z rzędu otrzymał od menedżera West Bromwich Albion Sama Allardyce’a szansę występu od pierwszej minuty. Reprezentant Polski zajął miejsce na lewym skrzydle. Z kolei w bramce gospodarzy po raz kolejny obejrzeliśmy Łukasza Fabiańskiego.
Doświadczony skrzydłowy od początku meczu starał się być aktywny, pokazywał się do gry i szukał swoich partnerów. Po jego podaniu na bramkę West Ham United uderzał Matheus Pereira, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Pod przeciwną bramką groźnie było w ósmej minucie, kiedy do sytuacji strzeleckiej doszedł Craig Dawson, ale główkował niecelnie.
W kolejnych minutach inicjatywa należała do Młotów, którzy zdecydowanie częściej gościli pod bramką przeciwnika. Na bramkę gości uderzali Vladimir Coufal, Manuel Lanzini i Said Benrahma, ale bez pożądanego efektu. Wydawało się nawet, że na przerwę obie jedenastki zejdą przy bezbramkowym wyniku. Tak się jednak nie stało. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy West Ham United wyszedł na prowadzenie. Z prawej strony pola karnego piłkę przed bramkę wstrzelił Coufal, a do siatki klatką piersiową skierował ją Jarrod Bowen.
Druga połowa świetnie ułożyła się dla podopiecznych Sama Allardyce’a, którzy w 51. minucie doprowadzili do wyrównania. Duży wkład w gola miał Grosiski, który zaliczył asystę przy świetnym trafieniu Matheusa Pereiry. Ten pokonał Fabiańskiego precyzyjnym uderzeniem sprzed pola karnego.
Radość The Baggies nie trwała jednak długo. W 66. minucie gospodarze ponownie byli na prowadzeniu. Po dośrodkowaniu z prawej strony boiska, piłkę przed bramkę zgrał Andrij Jarmołenko, a do siatki efektownym strzałem trafił Michail Antonio. Jak się okazało był to gol na wagę zwycięstwa. Goście nie byli w stanie w żaden sposób odpowiedzieć i musieli ostatecznie uznać wyższość wyżej notowanego przeciwnika. To dziewiąta wygrana West Hamu w obecnym sezonie Premier League.
Leicester City 2-0 Chelsea
6' Wilfred Ndidi H. Barnes; 41' James Maddison M. AlbrightonSpotkanie nie mogło się lepiej ułożyć dla podopiecznych Brendana Rodgersa. Leicester już w siódmej minucie objęło prowadzenie. Po wycofaniu piłki przez Harvey’a Barnesa spod linii końcowej trafiła on pod nogi ustawionego przed polem karnym Wilfreda Ndidiego. Ten zdecydował się na natychmiastowy strzał i nie dał szans bramkarzowi Chelsea.
Kilka minut później Lisy były blisko zdobycia drugiego gola. W 16. minucie potężnym strzałem zza pola karnego popisał się James Maddison, ale gościom z Londynu dopisało szczęście, bowiem piłka trafiła w poprzeczkę. Piłkarze Chelsea groźniej odpowiedzieli dopiero w 33. minucie, gdy przed szansą doprowadzenia do wyrównania stanął Callum Hudson-Odoi. Uderzył jednak nad bramką. Kilka chwil później świetnej okazji nie wykorzystał Jamie Vardy, który przegrał pojedynek sam na sam z Edouardem Mendy’m.
Konsekwentna gra Leicester City ponownie przyniosła efekt w 41. minucie. Po zagraniu Marca Albrightona piłka trafiła do zupełnie niepilnowanego w polu karnym Jamesa Maddisona, który z zimną krwią trafił do siatki.
W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie. Nadal zdecydowanie lepszym zespołem byli gospodarze, którzy stwarzali sobie kolejne sytuacje do zdobycia gola. W 50. minucie na 3:0 mógł podwyższyć James Justin, ale po dośrodkowaniu z prawego skrzydła główkował tuż obok słupka. Gospodarze kontrolowali wydarzenie na boisku, a Chelsea długo nie potrafiła w żaden sposób zagrozić bramce rywali. W 86. minucie piłkę w bramce Leicester umieścił co prawda Timo Werner, ale gol nie został uznany, bowiem reprezentant Niemiec był na spalonym.
Leicester City dzięki tej wygranej objęło prowadzenie w tabeli Premier League. Drużyna Brendana Rodgersa ma obecnie jeden punkt więcej od Manchesteru United i dwa więcej od Manchesteru City. Trzeba jednak zaznaczyć, że plasujący się za ich plecami rywale mają odpowiednio jedno i dwa spotkania do rozegrania więcej. Tymczasem dla Chelsea to już szósta porażka w tym sezonie. Drużyna Franka Lamparda do nowego lidera traci aktualnie dziewięć punktów.
-
Leeds United - Southampton- przełożony
Manchester City 2-0 Aston Villa
79' Bernardo Silva Rodri; 90' k. İlkay GündoğanManchester City miał jasny plan na środowy wieczór, chcąc wygrać po raz dziewiąty z rzędu, licząc wszystkie rozgrywki. Taki stan rzeczy sprawiał jednocześnie, że podopieczni Josepa Guardioli mieli nadzieję na kontynuowanie passy spotkań bez porażki, która trwała od 25 listopada. Z kolei zespół z Villa Park liczył na rehabilitację po starciu z Liverpoolem FC przegranym 1:4.
Od pierwszych fragmentów rywalizacji mieliśmy okazję zobaczyć niezwykle ofensywną grę w wykonaniu gospodarzy. Szturm piłkarzy Man City skutkował tym, że w pierwszej odsłonie ekipa z Etihad Stadium miała aż trzynaście sytuacji, po których oddała trzy celne strzały. Niemniej po żadnej z prób piłka nie wylądowała w siatce.
Godne uwagi jest to, że już w 28. minucie spotkania z powodu kontuzji plac gry musiał opuścić Kyle Walker. W jego miejsce na boisku pojawił się Oleksandr Zinczenko. Od tej pory tempo gry znacznie spadło, a chcieli to wykorzystać goście. W 38. minucie przed szansą zdobycia bramki stanął Ross Barkley, ale ostatecznie jego próba spaliła na panewce. Zatem do przerwy miał miejsce wynik 0:0.
W drugiej połowie Manchester City wciąż wydawał się być zaprogramowanym na to, aby sięgnąć po pełna pulę. Gospodarze raz po raz atakowali rywali, ale na pierwszego gola musieli czekać do 79 minuty. Wynik rywalizacji otworzył Bernardo Silva, oddając mocny strzał sprzed pola karnego, po którym niemalże rozerwał siatkę. Tym samym cel gospodarzy został osiągnięty.
Na jednym trafieniu Man city nie chciał jednak poprzestać. Okazję na zdobycie drugiej bramki miał w 89. minucie Gabriel Jesus, który oddał strzał głową. Po tej próbie piłka trafiła w rękę jednego z rywali, więc sędzia podyktował jedenastkę. Stały fragment gry na gola zamienił Ilkay Gundogan, więc ostatecznie zawodnicy The Citizens wygrali 2:0, notując swoje 11. zwycięstwo w trakcie trwającej kampanii.
Fulham 1-2 Manchester United
5' Ademola Lookman A. Z. Anguissa - 21' Edinson Cavani; 65' Paul PogbaPiłkarze Fulham wyszli na to spotkanie z dużym zaangażowaniem i pozytywnym nastawieniem, czego nie można stwierdzić w przypadku Manchesteru, który był mocno ospały. Starania gospodarzy już w piątej minucie dały efekt w postaci gola. Andre-Frank Zambo Anguissa miał mnóstwo wolnej przestrzeni wokół siebie i z odległości koła środkowego wykonał rewelacyjne długie podanie w kierunku będącego w polu karnym Ademola Lookmana. 23-latek opanował futbolówkę, zszedł do środka i przymierzył świetnie w kierunku lewego słupka. David de Gea nie miał szans na udaną interwencję, a w tej sytuacji zawiniła defensywa, która była spóźniona i źle ustawiona. Zdecydowanie lepiej mógł zachować się Paul Pogba. Francuz źle się ustawił i nie próbował odebrać piłki, ponieważ liczył, że arbiter dopatrzy się spalonego, co się oczywiście nie wydarzyło.
Manchester United w tym meczu utrzymywał się długo przy piłce, ale nie wynikała z tego żadna korzyść. Sygnał do ataku dał Bruno Fernandes, który przymierzył nieźle z dystansu, ale piłka po jego strzale trafiła tylko w słupek. W 21. minucie Portugalczyk nie zniechęcił się i w 21. minucie dośrodkował futbolówkę w pole karne, którą wprost przed siebie odbił Alphonse Areola. Francuz zrobił to jednak fatalnie, co wykorzystał Edinson Cavani, który z bliskiej odległości przymierzył w lewy róg bramki. Czerwone Diabły po doprowadzeniu do remisu nabrały wiatru w żagle i oddały jeszcze kilka strzałów, ale prawie każdy był niecelny. Do przerwy na tablicy wskazującej wynik widniał rezultat 1:1.
Drugie 45 minut prawdopodobnie również nie rozczarowało osób, które zdecydowały się na obejrzenie tego spotkania. Manchester United udał się na Craven Cottage w celu zdobycia kompletu punktów, więc musiał strzelić jeszcze minimum jednego gola. Ta sztuka udała się w 65. minucie, gdy pokazał swoje umiejętności. Francuz sam wywalczył sobie piłkę, zszedł do środka i zewnętrzną częścią stopy przymierzył fenomenalnie w lewy róg bramki, tak, że Areola nie miał szansy na udaną interwencję. Fulham miało jeszcze sporo czasu na odrobienie strat i robiło wszystko, co mogło, aby tak się stało. Kilkukrotnie próbował np. bardzo aktywny Ruben Loftus-Cheek, ale Anglikowi za każdym razem brakowało precyzji. Ostatecznie Manchester United utrzymał prowadzenie i wygrał 2:1, dzięki czemu powrócił na pierwsze miejsce w tabeli Premier League.
-
Liverpool 0-1 Burnley
83' k. Ashley BarnesLiverpool do czwartkowego meczu przystępował z jednym celem – zwycięstwo. Podopieczni Juergena Kloppa mieli nadzieję na przerwanie fatalnej serii czterech kolejnych ligowych spotkań bez wygranej. Okazja do tego wydawała się bardzo dobra, bowiem mierzyli się z plasującym się tuż nad strefą spadkową Burnley.
Mecz jak się było można spodziewać toczył się pod dyktando The Reds, którzy w pierwszej połowie stworzyli sobie kilka dogodnych okazji do zdobycia gola. Ambitnie walczące Burnley skutecznie broniło jednak dostępu do własnej bramki.
Największe zagrożenie pod bramką stwarzali Xherdan Shaqiri i Divock Origi, którzy na co dzień nie mogą liczyć na regularne występy. Bramkarz gości Nick Pope był przede wszystkim niepokojony uderzeniami z dystansu, które były jednak albo niecelne, albo dobrze sobie z nimi radził.
Tuż przed przerwą Liverpool powinien wyjść na prowadzenie. Po fatalnym błędzie jednego z obrońców w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Origi, ale trafił jedynie w słupek.
W drugiej połowie przewaga podopiecznych Juergena Kloppa była jeszcze wyraźniejsza. The Reds dominowali na boisku, ale niewiele z tego wynikało. Gospodarzom prowadzenie mógł dać wprowadzony w trakcie drugiej połowy Mohamed Salah, ale i on nie znalazł sposoby na Pope’a.
Czas upływał, a bezbramkowy wynik nie ulegał zmianie. Tymczasem w 83. minucie prowadzący to spotkanie sędzia podyktował rzut karny dla gości, po tym jak nieprzepisowo rywala powstrzymywał Allison. Kilka chwil później brazylijski bramkarz musiał wyciągać futbolówkę z siatki po strzale Ashleya Barnesa z jedenastu metrów. Jak się okazało trafienie to zapewniło gościom sensacyjne zwycięstwo.
W ten weekend odbędą się starcia w kolejnej rundzie pucharu Anglii, w sobotę o 21.00 rozegrany zostanie zaległy mecz Aston Villa - Newcastle United.
-
Wyniki Pucharu Anglii:
Wycombe Wanderers 1-4 Tottenham
Bournemouth 2-1 Crawley Town -
Thomas Tuchel jest już oficjalnie nowym menedżerem Chelsea. Niemiecki szkoleniowiec zastąpił na tym stanowisku zwolnionego w poniedziałek Franka Lamparda.
-
Crystal Palace 2-3 West Ham
3' Wilfried Zaha C. Benteke; 90' +7 Michy Batshuayi J. Ayew - 9' Tomáš Souček M. Antonio; 25' Tomáš Souček A. Cresswell; 65' Craig Dawson J. BowenPierwsza połowa zaczęła się dla gospodarzy w najlepszy możliwy sposób. Już w 3. minucie objęli prowadzenie. Wtedy to Benteke zagrał piłkę na blisko do Zahy, a Iworyjczyk odwrócił się w stronę bramki i płaskim uderzeniem sprzed pola karnego w kierunku dalszego słupka otworzył wynik spotkania.
Był to jedyny pozytywny akcent ze strony gospodarzy w tej odsłonie meczu, gdyż potem to goście dominowali. Piłkarze West Hamu już w 9. minucie zdołali odpowiedzieć na trafienie Crystal Palace. Wtedy to Michail Antonio otrzymał długą piłkę w pole karne i będąc przy linii końcowej, wykonał centrę w kierunku Tomasa Soucka. Czech uderzeniem głową z bliskiej odległości doprowadził do wyrównania.
W 25. minucie West Ham objął prowadzenie. Piłkę z rzutu wolnego dośrodkowywał wtedy Cresswell. Jeden z zawodników minął się z futbolówką, która szczęśliwie trafiła do Soucka. Czech przypadkowo opanował piłkę i z bliskiej odległości skierował ją do siatki. Arbiter zasygnalizował jednak VAR, gdyż nie był pewien czy gol został zdobyty prawidłowo, ale po krótkiej weryfikacji uznał bramkę.
West Ham miał jeszcze dwie okazje przed przerwą, aby podwyższyć rezultat, ale piłka dwukrotnie odbiła się od słupka.
Po przerwie gospodarze, podobnie jak w pierwszej połowie, chcieli od razu zaskoczyć przeciwnika. W dobrej sytuacji znalazł się Zaha, ale tym razem to Łukasz Fabiański wyszedł zwycięsko w pojedynku z Iworyjczykiem. Był to zimny prysznic dla West Hamu, który po chwili przeszedł do ataku.
Dwukrotnie gospodarzy przed utratą bramki dobrze uratował Guaita, ale w 65. minucie hiszpański golkiper musiał skapitulować. W 65. minucie West Ham miał rzut rożny. Futbolówkę dośrodkował Bowen, a centrę dobrym uderzeniem głową, doskonale wykończył Dawson.
W końcówce meczu nieco lepsze akcje zaczęli wyprowadzać piłkarze Crystal Palace. Zaowocowało to zdobyciem bramki w 97. minucie. Wtedy to Ayew zagrał piłkę w pole karne do Michyego Batshuaya. Belg dobrze zastawił futbolówkę ciałem i z bliskiej odległości posłał piłkę koło nogi Fabiańskiego, ustalając wynik spotkania na 2:3.
Newcastle 1-2 Leeds
17' Raphinha Rodrigo; 61' Jack Harrison Raphinha - 57' Miguel Almirón C. WilsonW pierwszej połowie został oddany tylko jeden celny strzał. Okazał się on jednak zabójczy w skutkach, ponieważ po nim piłkarze Leeds wyszli na prowadzenie. W 17. minucie piłkę w środku pola stracił jeden z zawodników Newcastle i beniaminek natychmiast popędził z kontrą. Futbolówka została posłana w pole karne do Rodrigo, który zauważył dobrze ustawionego kolegę. Hiszpan wycofał do Raphinhy, a Brazylijczyk płaskim strzałem w kierunku lewego słupka otworzył wynik.
Druga groźna akcja w tej odsłonie spotkania została skonstruowana dopiero w 44. minucie. Raphinha oddał wtedy mocny strzał, ale piłka po jego uderzenie odbiła się od słupka, dlatego wynik do przerwy to 0:1.
Na drugą połowę zdecydowanie lepiej nastawieni wyszli zawodnicy Newcastle, ponieważ tworzyli akcję za akcją. W 57. minucie ofensywne nastawienie gospodarzy przyniosło oczekiwany rezultat w postaci bramki wyrównującej. Callum Wilson znalazł wtedy podaniem Miguela Almirona, który w sytuacji sam na sam wpakował piłkę do bramki.
Goście, choć rzadko w tej odsłonie odwiedzali pole karne rywala, to w 61. minucie ponownie wyszli na prowadzenie. Futbolówkę otrzymał wtedy na skrzydło Jack Harrison, który mocnym uderzeniem w kierunku dalszego słupka pokonał bezradnego golkipera. Newcastle próbowało zdobyć jeszcze gola wyrównującego, ale strzały gospodarzy trafiały w obramowanie bramki albo były blokowane przez dobrze spisującego się bramkarza. Końcowy wynik to 1:2
Southampton FC 1-3 Arsenal FC
3' Stuart Armstrong Asysta: J. Ward-Prowse - 8' Nicolas Pépé G. Xhaka; 39' Bukayo Saka A. Lacazette; 72' Alexandre Lacazette B. SakaBardzo ciekawie zapowiadała się konfrontacja na St. Mary’s Stadium, gdzie o wygraną rywalizowały zespoły, które sąsiadowały ze sobą w tabeli. W starciu Southampton z Arsenalem wytypowanie zwycięzcy było trudnym zadaniem, chociaż na korzyść gospodarzy przemawiał fakt, że w minioną sobotę wyeliminowali londyńczyków z Pucharu Anglii (1:0).
Spotkanie to już od początku dostarczyło widzom dużych emocji, o czym świadczy sytuacja z pierwszej minuty. Jan Bednarek wykonał mocne, ale niecelne podanie, które przeciął Granit Xhaka. Szwajcar zagrał do wychodzącego na wolną pozycję Alexandre Lacazette’a i miał doskonałą okazję na strzelenie gola, ale przymierzył wprost w dobrze interweniującego Alexa McCarthy’ego. Dwie minuty później londyńczycy boleśnie przekonali się o tym, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Z rzutu rożnego w szesnastkę kapitalnie dośrodkował James Ward-Prowse, a tam czekał już Stuart Armstrong. Szkot bez zastanowienie przymierzył precyzyjnie w prawy róg bramki i zapewnił swojej drużynie prowadzenie.
Gospodarze z korzystnego rezultatu cieszyli się krótko, ponieważ w ósmej minucie błąd w wyprowadzeniu piłki popełnił tym razem Jack Stephens. Futbolówkę przechwycił Bukayo Saka, który odegrał do Xhaki, a ten z kolei wykonał prostopadłe podanie do Nicolasa Pepe. Będący w polu karnym Iworyjczyk opanował futbolówkę i uderzył świetnie w kierunku prawego słupka. McCarthy skrócił kąt, ale był bezradny i w tej sytuacji musiał uznać wyższość przeciwnika. Tempo tego meczu było bardzo wysokie, a kolejne gole były kwestią czasu. Tak też się rzeczywiście stało, gdyż Arsenal w 39. minucie objął prowadzenie. Ponownie kluczem okazało się prostopadłe podanie miedzy rywali, które wykonał Lacazette. Dzięki temu w świetnej sytuacji znalazł się Saka, który minął rywali oraz wysuniętego bramkarza i z łatwością trafił do siatki.
Po zmianie stron na boisku działo się już zdecydowanie mniej, chociaż nie oznacza to, że brakowało emocji. Przewagę w posiadaniu piłki mieli gracze Southampton, którzy kreowali jednak zbyt mało okazji strzeleckich. Z kolei Arsenal czekał cierpliwie na rozwój sytuacji, ponieważ miał korzystny wynik, który zdołał jeszcze podwyższyć. W 72. minucie Cedric wykonał rewelacyjny długi przerzut piłki do będącego na prawej stronie Saki, który bez przyjęcia podał do Lacazette’a, a ten trafił do siatki z bliskiej odległości. Tym samym Francuz ustalił rezultat meczu na 3:1 dla londyńczyków.
West Bromwich Albion 0-5 Manchester City
6' İlkay Gündoğan J. Cancelo; 20' João Cancelo B. Silva; 30' İlkay Gündoğan; 45' +2 Riyad Mahrez R. Sterling; 57' Raheem Sterling R. MahrezRównolegle rozgrywane było starcie na The Hawthorns między walczącym o utrzymanie West Bromem, a Manchesterem City, który w przypadku wygranej awansowałby na pozycję lidera w Premier League.
Spotkanie to nie zaskoczyło nas niczym, ponieważ Manchester City od początku przejął inicjatywę, dominował w posiadaniu piłki i szukał okazji na strzelenie pierwszego gola. To udało się już w szóstej minucie, gdy Joao Cancelo podał do Ilkaya Gundogana, który był ustawiony na krawędzi pola karnego i z pierwszej piłki przymierzył świetnie w lewy róg bramki. Obywatele dążyli do podwyższenia prowadzenia i w 23. minucie na tablicy wskazującej wynik meczu widniał rezultat 2:0 dla gości. W akcji bramkowej wzięli udział dwaj Portugalczycy, Bernardo Silva podawał, a Joao Cancelo wykończył. Piłka znalazła się w siatce po strzale tuż zza linii pola karnego.
Po pół godziny gry było 3:0. Źle we własnej szesnastce zachował się Romaine Sawyers, który stracił futbolówkę, co bezlitośnie wykorzystał Gundogan. Niemiec strzelił swojego drugiego gola tego wieczoru po uderzeniu w lewy róg bramki. W doliczonym czasie gry piłkarze Pepa Guardioli znów podwyższyli prowadzenie. Raheem Sterling zagrał do Riyada Mahreza, który zszedł do środka i przymierzył kapitalnie w lewy górny róg bramki.
W porównaniu z pierwszą połową, Manchester City zdominował West Brom jeszcze bardziej, co nie było nazbyt trudnym zadaniem, ponieważ gospodarze nie istnieli na żadnej płaszczyźnie. Obywatele kontrolowali całkowicie tempo meczu i robili właściwie wszystko co chcieli. Gracze Pepa Guardioli oddali w tej części spotkania osiem strzałów, ale tylko jeden był celny. To wystarczyło do strzelenia piątego gola, którego autorem w 57. minucie okazał się Sterling. Anglik otrzymał podanie od Mahreza i z dużą łatwością trafił do pustej bramki. Tym samym Manchester City wygrał 5:0 i awansował na pierwsze miejsce w tabeli Premier League.
-
Chelsea 0-0 Wolverhampton
Rywalizacja na Stamford Bridge upłynęła pod znakiem debiutu w roli menedżera Chelsea FC Thomasa Tuchela. Niemiec zastąpił na stanowisku opiekuna The Blues Franka Lamparda. Cel postawiony przed byłym trenerem Paris Saint-Germain jest jasny, aby zaczął z londyńczykami marsz w górę ligowej tabeli. Zawodnicy Wilków nie zamierzali jednak ułatwiać zadania.
W pierwszej połowie meczu z udziałem Chelsea i Wolves goli nie było. Gospodarze co prawda dominowali, ale dobrze spisująca się defensywa gości nie dała się zaskoczyć. Zawodnicy Wilków skupili się też na grze z kontry.
Pierwsza groźna akcja była udziałem Antonio Rudigera. Defensor Chelsea oddał strzał głową w 39. minucie, ale na posterunku był Rui Paticio. Chwilę później miała miejsce odpowiedź rywali. Przed szansą zdobycia bramki stanął Leander Dendoncker, ale piłka po jego próbie przeleciała tuż nad poprzeczką.
Po ponad godzinie gry ekipa Tuchela miała prawdopodobnie najlepszą okazję do strzelenia gola. Bliski wpisania się na listę strzelców był Benjamin Chilwell, którego świetnym podaniem obsłużył Kai Havertz. Anglik jednak spudłował. Do końca zawodów wynik nie uległ już zmianie. The Blues zaliczyli szósty remis w sezonie.
Burnley 3-2 Aston Villa
52' Ben Mee A. Westwood; 76' Dwight McNeil E. Pieters; 79' Chris Wood D. McNeil - 14' Ollie Watkins M. Targett; 68' Jack Grealish D. LuizDo potyczki na Turf Moor obie ekipy przystępowały w dobrych nastrojach po udanych spotkaniach w trakcie minionego weekendu. Burnley FC pokonało Fulham FC (3:0), a Aston Villa wygrała z Newcastle United (2:0).
Po pierwszej odsłonie rywalizacji więcej powodów do zadowolenia mogli mieć goście. Było to efektem gola Ollie Watkinsa, który dostawił nogę do piłki zagranej z boku boiska w 14. minucie.
Po zmianie stron emocji pod względem zdobywanych bramek było zdecydowanie więcej. Już w 52. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową gola strzelił Ben Mee i mieliśmy 1:1. Radość z trafienia w szeregach gospodarzy trwała tylko do 68 minuty, gdy błysnął Jack Grealish. Rozchwytywany przez gigantów europejskiej piłki zawodnik wyprowadził The Villans na prowadzenie.
Stracona bramka nie załamała jednak Burnley. Między 76. a 79. minutą za to Aston otrzymała dwa ciosy, po których nie zdołała się już podnieść. Najpierw gola na 2:2 strzelił Dwight McNeil. Tymczasem wynik rywalizacji ustalił Chris Wood, popisując się celnym strzałem głową. Burnley wygrało 3:2 z Aston.
Brighton & Hove Albion 0-0 Fulham
W pierwszej połowie meczu nieco lepiej radzili sobie gospodarze. Piłkarze Birghton stwarzali zdecydowanie więcej sytuacji niż drużyna gości, a część z nich kończyli celnym strzałem. Fulham przed utratą gola dwukrotnie musiał ratować Alphonse Areola. W 15. minucie Francuz obronił uderzenie Leandro Trossarda, a parę chwil później udaremnił próbę zdobycia bramki głową Lewisa Dunka.
Fulham nie stworzyło sobie żadnej dogodnej sytuacji, a i Brighton nie potrafiło znaleźć po tych akcjach drogę do bramki przeciwnika. W związku z tym do przerwy na tablicy wyników utrzymywał się bezbramkowy remis.
W drugiej połowie tempo meczu nieco spadło. Tym razem nieco bardziej przeważali zawodnicy Fulham, którzy konstruowali więcej okazji. Brighton miało problem, aby przedostać się pod pole karne rywala, dlatego przez dłuższy czas Mewy nie oddały żadnego celnego strzału.
Przebieg wydarzeń na boisku mógł dać nadzieję na debiut Jakuba Modera w barwach Brighton. Były piłkarz Lecha zasiadł na ławce rezerwowych i wydawało się, że jeśli gospodarze będą chcieli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, to Graham Potter będzie musiał wpuścić Polaka na boisko.
Mewy ponownie nieco bardziej przycisnęły rywali w końcówce meczu. Nie potrafiły jednak w dalszym ciągu stworzyć sobie dogodnej okazji na zdobycie gola, dlatego po końcowym gwizdku tablica wyników wskazywała na bezbramkowy remis. Jakub Moder spędził cały mecz na ławce rezerwowych.
Everton FC 1-1 Leicester City
30' James Rodríguez - 67' Youri Tielemans H. BarnesZ kolei na Goodison Park, Everton rywalizował z Leicester. Drużyny aspirujące o udział w Lidze Mistrzów, tym razem zagrały w taktyczne szachy. Często byliśmy świadkami walki w środku pola. W dodatku rozregulowane celowniki nie zapowiadały, że nagle rezultat ulegnie zmianie. Kiedy wybił drugi kwadrans, futbolówkę do siatki skierował James Rodriguez. Reprezentant Kolumbii znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Oddał strzał z dobitki, po którym piłka otarła słupek i wpadła do bramki.
Po przerwie zdecydowanie wyższą jakość piłkarską pokazały Lisy. Leicester grał bez kompleksów, przez co różnica klas była widoczna gołym okiem. The Toffies byli cieniem samych siebie i w żaden sposób nie potrafili ponownie zaskoczyć swojego przeciwnika. Tymczasem goście z każdą minutą nabierali większej pewności siebie, aż w końcu dopięli swego. Już w 67. minucie bramka Youri Tielemansa zapewniła remis.
W dalszej części meczu Everton drżał o wynik. Goście byli bliżsi wywiezienia z Liverpoolu kompletu punktów, jednak i tak mogą być z siebie zadowoleni. Drużyna prowadzona przez Rodgersa jest niepokonana w Premier League od połowy grudnia.
Manchester United 1-2 Sheffield United
64' Harry Maguire A. Telles - 23' Kean Bryan J. Fleck; 74' Oliver Burke J. LundstramPo pierwszej połowie Czerwone Diabły nie miały powodów do zadowolenia. W Teatrze Marzeń doszło do niemałej niespodzianki, kiedy ostatniej drużynie w lidze prowadzenie zapewnił Kean Bryan. Wahadłowy najwyżej wyskoczył do dośrodkowania z rzutu rożnego i pewnym strzałem głową otworzył wynik tego widowiska. Szable były zepchnięte do głębokiej defensywy, a swoich szans szukały właśnie w stałych fragmentach oraz kontratakach. Tymczasem Manchester częściej utrzymywał się przy piłce, jednak nie potrafił wykorzystać swojej przewagi. Żaden z wyprowadzanych ataków nie zaskoczył gości, ponieważ w większości akcji brakowało odpowiedniej dynamiki, a także ostatniego podania, które otworzyłoby futbolówce drogę do siatki.
Zdecydowanie więcej emocji przyniosła druga połowa. W 64. minucie do remisu doprowadził Harry Maguire. Angielski obrońca również trafił do siatki głową z rzutu rożnego. Kapitan The Reds mocnym uderzeniem skierował piłkę w lewy dolny róg. Wydawało się, że Manchester United włączył szósty bieg i jest na dobrej drodze, aby odwrócić losy tej rywalizacji.
Niespodziewanie w 74. minucie defensorzy Solskjaera nie przypilnowali Olivera Burke, który sprytnie znalazł dogodną pozycję do oddania strzału. Na nieszczęście United futbolówka wpadła do bramki po rykoszecie i zmyliła hiszpańskiego golkiperowi.
Szable zdołały utrzymać korzystny rezultat do końca, czym doprowadziły do niemałej sensacji. Przypomnijmy, że Sheffield wciąż jest ostatnią drużyną w lidze, natomiast Czerwone Diabły zgubiły arcyważne punkty w walce o mistrzostwo.
-
Tottenham 1-3 Liverpool
49' Pierre-Emile Højbjerg S. Bergwijn - 45' +4 Roberto Firmino S. Mané; 47' Trent Alexander-Arnold; 65' Sadio Mané T. Alexander-Arnold;Początek spotkania należał do gospodarzy. Podopieczni Jose Mourinho dobrze weszli w mecz i już po trzech minutach wpakowali piłkę do siatki. Jak się później okazało, trafienie Sona nie mogło zostać uznane, ponieważ skrzydłowy Tottenhamu oddał strzał z minimalnego spalonego. VAR na Wyspach ostatnim czasem wzbudza sporo kontrowersji. Większość fanów ekipy z Londynu może czuć frustrację, jednak powtórki video utwierdziły w przekonaniu sędziego, że nie ma mowy o zmianie wyniku.
Czas mijał, a na tablicy wyników wciąż utrzymywał się bezbramkowy remis. Patrząc na grę obu zespołów to Liverpool z każdą minutą nabierał większej pewności siebie. Drużyna prowadzona przez Jurgena Kloppa była aktywniejsza pod polem karnym przeciwnika. Momentami gospodarze byli cieniem samych siebie. Niespodziewanie na kilka sekund przed przerwą prowadzenie Liverpoolowi zapewnił Roberto Firmino. Słowa uznania należą się Sadio Mane. Reprezentant Senegalu skupił uwagę większości obrońców i dzięki temu napastnik gości z dwóch metrów trafił niemal do pustej bramki.
Spotkanie nabrało tempa w drugiej połowie. Na brak emocji nie mogliśmy narzekać. Obie drużyny wrzuciły wyższy bieg i worek z bramkami rozwiązał się na dobre. Liverpool z uporem maniaka brnął do przodu, aż w końcu dopiął swego. Już po dwóch minutach wynik podwyższył Trent Alexander-Arnold. Boczny obrońca w swoim stylu zamykał ofensywną akcję zapoczątkowaną przez Sadio Mane. Techniczne uderzenie Senegalczyka z początku obronił Hugo Lorris, ale wybił piłkę wprost pod nogi młodego Anglika, który bez zastanowienia huknął w kierunku lewego słupka.
Do całego zdarzenia wiele pretensji miał Jose Mourinho. Menadżer Kogutów zrugał swoich obrońców i miał sporo racji. Gdyby nie ospała reakcja defensorów Tottenhamu tego gola by nie było. Po ostrej reprymendzie los gospodarzy na swoje barki wziął Hojbjerg. 25-letni pomocnik skorzystał na zamieszaniu w polu karnym. Zdecydował się na mocny strzał zza szesnastki i futbolówka wylądowała w prawym górnym rogu.
Przez większość rywalizacji warunki w tym spotkaniu dyktowali The Reds. Liverpool prezentował wyższą jakość piłkarską. Można też powiedzieć, że wrócił do starych nawyków. Ofensywny tercet działał jak należy. Gdyby w każdym starciu na takiej intensywności grał Sane, Salah i Firminio to aktualny mistrz Premier League miałyby o kilka punktów więcej. Natomiast na stadionie w Londynie festiwal strzelecki nie miał końca. W 56. minucie Salah trafił do siatki Tottenhamu, ale do akcji znów wkroczył VAR. Tym razem przed kluczowym zagraniem do Egipcjanina jeden z piłkarzy gości dotknął piłki ręką. Niespełna dziesięć minut później Salaha wyręczył Sadio Mane. Skrzydłowy Liverpoolu wykorzystał błąd obrońcy i z bliskiej odległości trafił tuż obok lewego słupka, tym samym ustalając ostateczny rezultat.
-
Everton 0-2 Newcastle United
73' Callum Wilson J. Shelvey; 90' +3 Callum Wilson J. LewisW pierwszym kwadransie najlepszą sytuację stworzyli sobie gospodarze. Okazję na otwarcie wyniku miał Yerry Mina, ale uderzył tuż obok słupka bramki strzeżonej przez Karla Darlowa. Po pół godzinie gry prowadzić mogli zaś przyjezdni. Strzał Calluma Wilsona został jednak obroniony przez Jordana Pickforda.
Kilka minut po zmianie stron gospodarze znowu znaleźli się w opałach. Sytuacji sam na sam nie wykorzystał jednak Wilson, który uderzył obok bramki i cały czas mieliśmy bezbramkowy remis na Goodison Park w Liverpoolu. W odpowiedzi próbował Dominic Calvert-Lewin, lecz bramkarz Srok był na posterunku i obronił jego strzał.
W 73. minucie Wilson już się nie pomylił. Zawodnik Newcastle United skorzystał z dokładnego dośrodkowania Jonjo Shelveya z rzutu rożnego i pięknym strzałem głową zaskoczył Pickforda. Kwadrans później mogło być już po meczu. Następną sytuację miał Wilson, ale tym razem trafił tylko w słupek.
W doliczonym czasie gry wynik na 2:0 dla przyjezdnych ustalił Wilson, który wykorzystał sytuację sam na sam po podaniu od Jamala Lewisa. Gospodarze musieli zatem uznać wyższość Newcastle United.
W tym momencie Everton FC jest na siódmej lokacie. Goście plasują się dziewięć pozycji niżej.
Crystal Palace 1-0 Wolverhampton
60' Eberechi Eze J. AyewPrzed spotkaniem obie ekipy miały na koncie tyle samo punktów i widać to było na murawie. Mimo wszystko to Crystal Palace zasłużyło na pochwałę po pierwszej połowie, bo choć nie oddali strzału w światło bramki, to wykazywali większą inicjatywę, by rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść.
Po zmianie połów wykazali się zaś godną pozazdroszczenia skutecznością. Na pół godziny przed końcem meczu Orły wyprowadziły kontrę. Piłka trafiła na prawą stronę, do Jordana Ayew. Ghańczyk zatańczył z obrońcą i wystawił futbolówkę Eberichiemu Eze, a Anglik, w swoim stylu, przyjął kierunkowo i huknął bez zastanowienia. Nie był to dobry strzał, ale zasłonięty Rui Patricio go przepuścił. Był to pierwszy celny strzał Crystal Palace w tym spotkaniu. Orły pokazały, że w meczach z bezpośrednimi rywalami mogą konkurować bez najmniejszych kompleksów. Pokonały u siebie Wolverhampton i zrobiły kolejny krok w kierunku zapewnienia sobie utrzymania.
Manchester City 1-0 Sheffield United
9' Gabriel Jesus F. TorresSpotkanie najlepszej ekipy ostatnich tygodni z czerwoną latarnią ligi powinno mieć z góry nałożony scenariusz. Sheffield United przeżywa jednak swój najlepszy moment w tym sezonie – wygrało dwa z ostatnich trzech ligowych spotkań. I to rzeczywiście nie była prosta przeprawa dla podopiecznych Pepa Guardioli, ale na swoje szczęście szybko objęli prowadzenie. Już w 9. minucie Ferran Torres popisał się świetną kontrolą nad piłką i wygrał pojedynek w polu karnym z Jaydenem Bogle’em. Hiszpan odwrócił się przodem do bramki i wystawił piłkę do Gabriela Jesusa. Golkiper rywali położył się, a Brazylijczyk z łatwością wbił futbolówkę do siatki.
Była to najlepsza okazja Obywateli w pierwszej połowie. Po zmianie stron kolejnego gola mogła przynieść kolejna akcja Torres-Jesus, ale Brazylijczyka uprzedził tym razem Aaron Ramsdale. Pierwszy celny strzał po przerwie Manchester City oddał dopiero w 72. minucie, ale uderzenie zza pola w wykonaniu Oleksandra Zinchenki obronił golkiper Szabel.
Gospodarze nie zachwycili, ale zapewnili sobie powrót na fotel lidera Premier League i mają obecnie cztery punkty przewagi nad Manchesterem United.
West Bromwich Albion 2-2 Fulham
47' Kyle Bartley; Matheus Pereira M. Diagne - 10' Bobby Reid A. Mitrović; 76' Ivan Cavaleiro H. ReedTylko Sheffield United znajduje się w tabeli poniżej West Bromu i Fulham. Bezpośredni pojedynek dwóch rywali ze strefy spadkowej był jak walka o śmierć i życie. Zawodnicy obu ekip udowodnili to na boisku, grając ostro i starając się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Jedyną bramkę w pierwszej połowie zdobyli goście. Już w 10. minucie Bobby Reid wykorzystał podanie Aleksandra Mitrovicia i wyprowadził Fulham na prowadzenie. Po zmianie stron padło znacznie więcej goli. Tuż po zmianie połów wyrównał Kyle Bartley, a w 66. minucie Matheus Pereira wyprowadził The Baggies na prowadzenie. Ostatecznie jednak mecz na noże zakończył się podziałem punktów, gdy na kwadrans przed końcem Ivan Cavaleiro wykorzystał podanie Harrisona Reeda.
Sytuacja obu ekip staje się coraz bardziej katastrofalna. Fulham traci do pierwszego bezpiecznego miejsca cztery punkty, a West Brom sześć. Coraz realniejsza wydaje się teza, że na przełomie stycznia i lutego znamy już trzech tegorocznych spadkowiczów.
Arsenal 0-0 Manchester United
W pierwszych kilkunastu minutach przeważali zawodnicy Arsenalu, którzy utrzymywali się dłużej przy piłce oraz oddawali strzały na bramkę rywali. Nie były one jednak na tyle jakościowe, aby zaskoczyć Davida de Geę. W dalszej części meczu coraz lepiej radzili sobie goście, którzy od 37. minuty musieli sobie radzić bez Scotta McTominay’a. Mającego problemu żołądkowe Szkota zastąpił Anthony Martial.Czerwone Diabły przejęły inicjatywę i zaczęły budować przewagę. Kreowały sytuacje strzeleckie, ale na tablicy wskazującej wynik meczu wciąż było 0:0.
Mikel Arteta na drugie 45 minut postanowił wpuścić Williana, który zmienił swojego rodaka – Gabriela Martinelliego. Brazylijczyk był aktywny, jak cały Arsenal. Kanonierzy ponownie rozpoczęli dobrze i mieli widoczną przewagę. Oddawali strzały, ale wciąż nie potrafili trafić do siatki. Niezłą okazję zmarnował między innymi Alexandre Lacazette, który próbował pokonać bramkarza z rzutu wolnego. Manchester prezentował się znacznie poniżej oczekiwań. Można było odnieść wrażenie, że jest zadowolony z bezbramkowego remisu i nie zamierza tego zmieniać. Na boisku niewiele się działo i ostatecznie hit 21. kolejki Premier League rozczarował. Arsenal zremisował z Manchesterem United 0:0.
W kolejce numer 22, która rozpocznie się już w najbliższy wtorek, Arsenal zmierzy się na wyjeździe z Wolverhampton. Z kolei Manchester podejmie na własnym stadionie Southampton.
Southampton 0-1 Aston Villa
41' Ross Barkley J. GrealishAston Villa do swojej potyczki przystępowała, chcąc zrehabilitować się za przegrany bój z Burnley (2:3). Z kolei Święci chcieli wrócić na zwycięski szlak po dwóch wpadkach z rzędu, kolejno z Arsenalem (1:3) i Leicester (0:2). Mecz na St. Mary’s Stadium był zatem starciem na przełamanie.
Pierwsza połowa w wykonaniu obu ekip długimi fragmentami była bardzo wyrównania. Potwierdzają to zresztą statystyki spotkania. Gospodarze sprawiali wrażenie bardziej aktywnych, ale efektywniejsi byli zawodnicy Aston, którzy mieli trzy celne strzały na bramkę. Po jednym z nich gola strzelił Ross Barkley, popisując się celnym strzałem głową w 41. minucie.
Ekipa Jana Bednarka w 70. minucie po raz pierwszy poważnie zagroziła bramce rywali. Przed szansą zdobycia bramki stanął Che Adams, ale genialną interwencją popisał się Emiliano Martinez. Tymczasem w doliczonym czasie piłkę do siatki skierował Danny Ings, ale po weryfikacji VAR uznano, że zawodnik Świętych był na spalonym i gol został anulowany.
Do końca zawodów rezultat już się nie zmienił. Aston Villa wygrała 10. spotkanie w sezonie, wskakując na ósme miejsce w tabeli. Southampton z kolei przegrał siódmy mecz w sezonie. Święci swój kolejny mecz rozegrają z Manchesterem United. Z kolei ekipa Deana Smita zmierzy się z West Hamem United.
-
Chelsea 2-0 Burnley
40' César Azpilicueta C. Hudson-Odoi; 84' Marcos Alonso C. Pulišić
Gospodarzom ostatnio nie wiodło się zbyt dobrze. W końcu londyńczycy w sześciu poprzednich spotkaniach w Premier League… zanotowali tylko jedno zwycięstwo. Rywale z Turf Moor przystępowali zaś do tej potyczki podbudowani dwiema wiktoriami z kolei.
Kibice The Blues długo musieli czekać na pierwsze trafienie. Dopiero pięć minut przed zmianą stron na listę strzelców wpisał się Cesar Azpilicueta, któremu dograł Callum Hudson-Odoi. Defensor nie zastanawiał się ani chwili i uderzył pod poprzeczkę bramki Burnley FC.
W 58. minucie londyńczycy mogli podwyższyć. Blisko był Hudson-Odoi, ale piłka po jego uderzeniu najpierw odbiła się od Erika Pietersa, a potem trafiła tylko w lewy słupek. Blisko kwadrans potem znów zrobiło się gorąco pod bramką Burnley FC. Aktywny na prawej flance Hudson-Odoi zagrał piłkę w pole karne przyjezdnych, a blisko trafienia samobójczego był Ben Mee. W 71. minucie okazję miał zaś Christian Pulisic, ale strzelił obok bramki.
Ataki The Blues przyniosły rezultaty kilkanaście minut później. Gola zapisał na swoim koncie Marcos Alonso, który otrzymał miękką wrzutkę od Pulisicia, przyjął piłkę na klatkę, jeszcze ją sobie szybko poprawił i efektownym strzałem pokonał golkipera przeciwników. Ostatecznie podopieczni Tuchela wygrali zatem 2:0.
Leicester City 1-3 Leeds United
13' Harvey Barnes J. Maddison - 15' Stuart Dallas P. Bamford; 70'; Patrick Bamford Raphinha; 84' Jack Harrison P. Bamford
Niedzielne spotkanie na King Power Stadium świetnie ułożyło się dla gospodarzy, którzy już w 13. minucie po świetnej akcji wyszli na prowadzenie. W roli głównej wystąpił Harvey Barnes. Zawodnik gości z własnej połowy ruszył z piłką na bramkę, wymienił ją z Jamesem Maddisonem, a następnie precyzyjnym strzałem przy słupku nie dał szans bramkarzowi.
Odpowiedź podopiecznych Marcelo Bielsy była jednak natychmiastowa. Dwie minuty później do wyrównania doprowadził Stuart Dallas, który wykończył szybki kontratak swojego zespołu. Asystę w tej sytuacji na swoje konto zapisał Patrick Bamford. W tym momencie na boisku nie przebywał jeszcze Mateusz Klich, ale zmieniło się to w 21. minucie. Wówczas Polak zmienił na murawie kontuzjowanego Rodrigo.
W 32. minucie polski pomocnik umieścił nawet piłkę w bramce rywali, ale gol nie został uznany ze względu na spalonego. Ostatecznie na przerwę drużyny schodziły przy wyniku remisowym.
W drugiej połowie Leeds United zaprezentowało świetną skuteczność i rozstrzygnęło losy rywalizacji na swoją korzyść. W 70. minucie Lisom dał o sobie znać Patrick Bamford. Najlepszy strzelec gości otrzymał dobre podanie od Raphinhy, a następnie kapitalnym uderzeniem pod poprzeczkę nie dał szans Kasprowi Schmeichelowi.
Sześć minut przed końcowym gwizdkiem sędziego Leeds zdobyło trzeciego gola. Po szybko wyprowadzonym kontrataku, Bamford zagrał w polu karnym piłkę do lepiej ustawionego Jacka Harrisona, któremu pozostało już tylko umieścić ją w pustej bramce.
West Ham United 1-3 Liverpool
87' Craig Dawson - 57' Mohamed Salah C. Jones; 68' Mohamed Salah X. Shaqiri; 84' Georginio Wijnaldum R. Firmino
Od początku spotkanie toczyło się pod dyktando podopiecznych Juergena Kloppa, którzy długo utrzymywali się przy piłce. W pierwszych trzech kwadransach częściej gościli również w polu karnym rywali, ale nie udało im się ani razu znaleźć sposobu na defensywę rywali. West Ham starał się odgryzać, ale również bez bramkowego efektu.
Worek z bramkami rozwiązał się w drugiej połowie. Liverpool wyszedł na prowadzenie w 57. minucie, a w roli głównej wystąpił Mohamed Salah. Egipcjanin otrzymał piłkę od Curtisa Jonesa, a następnie świetnym strzałem z prawej strony pola karnego nie dał żadnych szans Łukaszowi Fabiańskiemu.
W 68. minucie podopieczni Juergena Kloppa wyprowadzili zabójczy kontratak i podwyższyli na 2:0. Po dośrodkowaniu Xherdana Shaqiriego z lewego skrzydła, piłkę w polu karnym świetnie opanował Salah i mając przed sobą tylko bramkarza reprezentacji Polski spokojnie trafił do siatki.
W 84. minucie The Reds zdobyli trzeciego gola. Ponownie nic do powiedzenia w tej sytuacji nie miał Fabiański. Polski bramkarz tym razem wyciągał piłkę z siatki po strzale Georginio Wijnalduma, który otrzymał w polu karnym dobre podanie od Roberto Firmino.
Młoty w tym meczu było stać jedynie na honorowego gola w 87. minucie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka trafiła w polu karnym do Craiga Dawsona, który strzałem z pięciu metrów pokonał Allisona.
Brighton & Hove Albion 1-0 Tottenham
17' Leandro Trossard P. Groß
Brighton, dosyć nieoczekiwanie, było dominującą stroną w spotkaniu. Piłkarze Mew stwarzali sobie dużo sytuacji, ale niewiele z nich kończyli strzałami celnymi. Pochwały należą się także blokowi defensywnemu, który przez 45 minut nie pozwolił Tottenhamowi na oddanie ani jednego celnego strzału.
Bramka Hugo Llorisa była zagrożona już w 4. minucie. Wtedy to Pascal Gross oddał strzał, ale piłka trafiła w słupek. W 17. minucie Niemiec otrzymał prostopadłe podanie. Piłkarz Brighton zobaczył dobrze wbiegającego Leandro Trossarda i zdecydował się skierować do niego futbolówkę. Belg nie miał problemów, aby z bliskiej odległości wykończyć akcję i dać swojej drużynie prowadzenie.
Do gwizdka kończącego pierwszą połowę żadna z drużyn nie potrafiła już więcej zagrozić bramce przeciwnika, dlatego wynik do przerwy to 1:0.
Wydawało się, że upokorzony w pierwszej odsłonie meczu Tottenham, będzie dominował po przerwie. Spotkanie było wyrównane, choć groźniejsze ataki ponownie stwarzali piłkarze Brighton. W 56. minucie dobrą interwencją po uderzeniu Adama Webstera popisał się Hugo Lloris.
Żadna z drużyn nie potrafiła pokonać bramkarza rywali, dlatego wynik końcowy to 1:0. Jakub Moder przesiedział cały mecz na ławce rezerwowych. Komplet punktów sprawił, że Mewy zdecydowanie powiększyły przewagę nad strefą spadkową.
-
Sheffield United 2-1 West Bromwich Albion
56' Jayden Bogle C. Basham; 73' Billy Sharp J. Egan - 41' Matt Phillips
Obie ekipy przystępowały do potyczki, chcąc wrócić na zwycięski szlak. Sheffield United w trakcie minionego weekendu było zmuszone uznać wyższość Manchesteru City, przegrywając 0:1. Z kolei West Bromwich Albion zremisowało z Fulham 2:2. Mając na uwadze to, że obie ekipy przed startem spotkania były na dwóch ostatnich pozycjach w tabeli, to można się było spodziewać walki.
W pierwszej części gry pod względem posiadania piłki zdecydowanie dominowali gospodarze. Niemniej gola strzelili zawodnicy gości. Prowadzenie objęli w 41. minucie za sprawą Matta Philipsa, który skierował piłkę do siatki z bliskiej odległości. West Bromwich z prowadzenia mógł się cieszyć tylko do 58 minuty. Wówczas do wyrównania doprowadził Jayden Bogle, który oddał precyzyjne uderzenie, po którym piłka wylądowała tuż obok słupka.
Wynik spotkania został z kolei ustalony w 73. minucie. Gola na 2:1 dla gospodarzy strzelił Billy Sharp, który zachował się najprzytomniej po dośrodkowaniu piłki w pole karne przez Chrisa Bashama. Tym samym trzy oczka zgarnęła ekipa dowodzona przez Chrisa Wildera. Dzięki tej wiktorii Sheffield United legitymuje się 11 punktami na koncie.
Wolverhampton 2-1 Arsenal
45' +5 k. Rúben Neves; 49' João Moutinho P. Neto - 32' Nicolas Pépé A. Lacazette
45' +3 David Luiz; 72' Bernd LenoWolves mieli nadzieję, że uda im się zakończyć passę ośmiu ligowych spotkań bez wygranej. Zadanie nie było jednak łatwe, bo na drodze ekipy z Molineux Stadium stanęli podopieczni Mikela Artety. Arsenal miał zamiar kontynuować serię meczów bez porażki z Premier League, która trwała od 26 grudnia minionego roku.
Pierwsza połowa dała kibicom angielskiej piłki dwa gole. Ogólnie sporo działo się w rywalizacji z udziałem obu drużyn. Były emocje i zwroty akcji. Pierwszy gol w meczu padł już w dziewiątej minucie, gdy Bukayo Saka skierował piłkę do siatki. Ostatecznie jednak jego trafienie zostało anulowane. Po weryfikacji VAR stwierdzono, że jeden z zawodników Arsenalu znajdował się na pozycji spalonej, więc gol nie mógł zostać uznany.
Wynik rywalizacji został natomiast otwarty w 32. minucie. Po indywidualnej akcji gola strzelił Nicolas Pepe. Iworyjczyk wykończył efektownym strzałem indywidualną akcję. To jednak było dobre złego początki Kanonierów. W doliczonym czasie pierwszej połowy czerwoną kartkę za faul na rywalu zobaczył David Luiz. Kara dla Arsenalu była jednak podwójna, bo gospodarze otrzymali jeszcze rzut karny, którego wykorzystał Ruben Neves.
Tymczasem w 49. minucie genialnym uderzeniem wyróżnił się Joao Moutinho. Portugalczyk huknął jak z armaty, oddając strzał z mniej więcej 30 metrów. Żadnych szans na udaną obronę nie miał Bernd Leno i Wolves objęli prowadzenie. Mimo niekorzystnego wyniku londyńczycy nie złożyli broni, szukając gola wyrównującego. Niemniej w 73. minucie czerwoną kartką za dotknięcie piłki ręką ujrzał bramkarz Arsenalu. Losy rywalizacji były zatem przesądzone. Trzy punkty zainkasowali gospodarze.
Newcastle United 1-2 Crystal Palace
2' Jonjo Shelvey C. Wilson - 21' Jaïro Riedewald; 25' Gary Cahill E. Eze
W spotkaniu Newcastle z Crystal Palace działo się zdecydowanie mniej, choć emocji też nie brakowało. Pierwsza odsłona meczu była bardzo wyrównana, ale to gospodarze jako pierwsi objęli prowadzenie. W 2. minucie do bramki trafił Shelvey. Anglik po otrzymaniu podania od Wilsona zdecydował się na strzał zza pola karnego i otworzył wynik rywalizacji.
Na odpowiedź Crystal Palace nie trzeba było długo czekać. Goście zdobyli trafienie wyrównujące w 21. minucie. Prawdziwą bombą z dystansu popisał się wtedy Jairo Riedewald. Piłka była uderzona z taką siłą, że bramkarz nie miał najmniejszych szans na interwencję.
Po chwili goście wyprowadzili drugi cios, dzięki któremu objęli prowadzenie. W 25. minucie sędzia przyznał Crystal Palace rzut wolny z boku boiska. Na dośrodkowanie zdecydował się Eberechi Eze. Była to dobra decyzja, gdyż walkę o piłkę w polu karnym wygrał doświadczony Gary Cahill, który uderzeniem głową dał swojej drużynie prowadzenie.
W drugiej połowie zdecydowanie lepszą drużyną było Newcastle. Piłkarze gospodarzy mimo licznie konstruowanych akcji mieli jednak problem, aby poważnie zagrozić defensywie Crystal Palace. W związku z tym wynik końcowy to 1:2.
Manchester United 9-0 Southampton
18' Aaron Wan-Bissaka L. Shaw; 25' Marcus Rashford M. Greenwood; 34' sam. Jan Bednarek; 39' Edinson Cavani L. Shaw; 69' Anthony Martial B. Fernandes; 71' Scott McTominay; 87' k. Bruno Fernandes; 90' Anthony Martial; 90' +3 Daniel James B. Fernandes
2' Alexandre Jankewitz; 86' Jan BednarekSouthampton przyjechało do Manchesteru w nieco okrojonym składzie, gdyż kontuzje zdziesiątkowały kadrę Świętych. W pierwszej jedenastce znalazł się zatem 19-letni Alexandre Jankewitz, który pierwszy raz w barwach Świętych pojawił się na placu gry od pierwszego gwizdka. Szwajcar nie będzie zbyt dobrze wspominał debiutu, bo już w 2. minucie otrzymał za swoje brutalne wejście czerwoną kartkę.
Osłabienie gospodarzy bardzo mocno przyczyniło się do dalszego rozwoju wydarzeń. W 18. minucie Manchester United otworzył worek z bramkami. Wtedy to Luke Shaw dośrodkował piłkę w pole karne a akcję dobrze wykończył Aaron Wan-Bissaka, kierując piłkę stronę lewego słupka.
W 25. minucie do Marcusa Rashford zagrał Greenwood. Anglik uderzeniem sprzed pola karnego podwyższył prowadzenie na 2:0. Bramkarz wprawdzie sięgnął piłki, ale nie był w stanie skierować ją poza bramkę.
Dziewięć minut później gola zdobył piłkarz Southampton. Był to Jan Bednarek, który niefortunnie wpakował piłkę do własnej bramki. Polak chciał zablokować dośrodkowanie jednego z zawodników United, ale nie wszystko poszło po jego myśli, gdyż tak uderzył piłkę, że McCarthy nie miał szans na interwencję.
Jeszcze przed przerwą prowadzenie na 4:0 podwyższył Edinson Cavani. W 39. minucie piłkę na skrzydle otrzymał Luke Shaw. Anglik zdecydował się na dośrodkowanie futbolówki w pole karne w kierunku wspomnianego już Urugwajczyka. Napastnik uderzeniem głową pokonał golkipera rywali.
Druga połowa przez chwilę zaczęła się dosyć dobrze dla Southampton. Święci zdobyli trafienie kontaktowe, ale sędzia po analizie VAR dopatrzył się spalonego. Bramka Che Adams została więc anulowana.
To tylko rozdrażniło Manchester United, który ponownie ruszył z atakami. W 69. minucie Bruno Fernandes doskonałym podanie w pole karne znalazł Anthonyego Martiala. Francuz zdołał przyjąć futbolówkę i uderzeniem z bliskiej odległości pod poprzeczkę, podwyższył prowadzenie na 5:0.
Dosłownie chwilę później na listę strzelców wpisał się Scott McTominay. Szkot dobiegł do wybitej przez obrońcę futbolówki i uderzeniem bez przyjęcia skierował piłkę w kierunku prawego słupka. Bramkarz nawet nie drgnął i po raz szósty w tym spotkaniu musiał skapitulować.
Do 86. minuty Southampton miało spokój, ale właśnie od wtedy zaczęły się kolejne problemy. Jan Bednarek sfaulował wtedy wychodzącego sam na sam Martiala, dlatego arbiter wyrzucił Polaka z boiska. To nie był koniec złych informacji dla Świętych, gdyż sędzia podyktował także rzut karny, który bez problemu wykorzystał Bruno Fernandes.
Manchester United chciało jeszcze bardziej wykorzystać grę w przewadze. W 90. minucie bramkarza pokonał Anthony Martial, a w doliczonym czasie gry wynik na 9:0 ustalił Daniel James.
-
Burnley 0-2 Manchester City
3' Gabriel Jesus; 38' Raheem Sterling İ. Gündoğan
Biorąc pod uwagę tylko formę z ostatnich tygodni, Manchester City wyrósł na głównego faworyta do zdobycia mistrzostwa Anglii w tym sezonie. Drużyna prowadzona przez Josepa Guardiolę od wielu tygodni prezentuje wysoką oraz równą formę. W środę przekonała się o tym jedenastka Burnley.
Manchester City przystępował do meczu w roli murowanego faworyta do zwycięstwa i nie zawiódł swoich kibicom. Losy spotkania rozstrzygnął już w pierwszej połowie, w której trakcie zdobył obie bramki. Prowadzenie dla Obywateli już w czwartej minucie dał Gabriel Jesus, który uderzeniem głową z kilku metrów dobił obronione przez bramkarza uderzenie jednego ze swoich kolegów.
Drugiego gola goście dołożyli w 38. minucie. Tym razem po świetnym zagraniu Ilkaya Guendogana wzdłuż linii bramkowej, piłkę do bramki Burnley z bliska skierował Raheem Sterling. Na przerwę mogli schodzić w komfortowej sytuacji.
W drugiej połowie goście z Manchesteru nadal dominowali nad swoim rywalem, stwarzali sobie kolejne sytuacje, ale wynik nie uległ już zmianie.
Fulham 0-2 Leicester City
17' Kelechi Iheanacho J. Maddison; 44' James Justin J. Maddison
Prowadzony przez Brendana Rodgersa Leicester City również był zdecydowanym faworytem swojego spotkania. Losy w wyjazdowym meczu na Craven Cottage chciały zrehabilitować się za ostatnie niepowodzenia. W dwóch ostatnich kolejkach zdobyły bowiem tylko dwa punkty – 1:1 z Evertonem i 1:3 z Leeds.
Środowe spotkanie w Londynie świetnie ułożyło się jednak dla gości, którzy już w 17. minucie wyszli na prowadzenie. Po precyzyjnym dośrodkowaniu Jamesa Maddisona z prawego skrzydła, do siatki uderzeniem głową z kilku metrów trafił Kelechi Iheanacho.
Tuż przed przerwą Lisy podwyższyły na 2:0. Ponownie ze świetnej strony zaprezentował się Maddison, który w polu karnym wymanewrował dwóch rywali, a następnie wyłożył piłkę Jamesowi Justinowi. Ten minął Alphonse’a Areolę i trafił do pustej bramki.
W drugiej połowie nie obejrzeliśmy ani jednego gola. Trzy punkty zdobyte przez Leicester w tym meczu pozwoliły drużynie awansować na trzecie miejsce w tabeli.
Leeds United 1-2 Everton
48' Raphinha P. Bamford - 9' Gylfi Sigurðsson L. Digne; 41' Dominic Calvert-Lewin B. Godfrey
Już w pierwszych minutach obie drużyny prezentowały ofensywny futbol. Worek z bramkami rozwiązał się przed upływem kwadransa. Gylfi Sigurdsson w idealnym momencie nabiegł na piłkę w polu karnym, którą wcześniej zagrał Lucas Digne. Boczny obrońca, dzięki swojej szybkości zwiódł kilku rywali, a po chwili posłał znakomitą centrę na skraj szesnastki. Zagranie Francuza skutecznie wykończył 31-letni kapitan Evertonu, strzelając w sam środek bramki.
Podopieczni Marcelo Bielsy zaraz po utracie gola, ruszyli do odrabiania strat. W 20. minucie znakomitą okazję zmarnował Ezgjan Alioski. Piłkarz Leeds oddał strzał z krawędzi pola karnego, jednak trafił tylko w słupek. Z kolei chwilę później golkiper Evertonu popisał się kapitalną interwencją przy uderzeniu Pascala Struijka. Stoper podczas rzutu rożnego wyskoczył najwyżej do dośrodkowania z boku boiska. Po jego uderzeniu głową futbolówka leciała wprost pod poprzeczkę, ale Olsen stał na posterunku.
Gospodarze dyktowali warunki w tym spotkaniu, gdy The Toffees lepiej czuli się w kontratakach oraz stałych fragmentach gry. Pawie próbowały wszystkiego, lecz nie potrafiły wykorzystać swojej przewagi. Z kolei ofensywne ataki Evertonu były groźniejsze. Chwilę przed końcem pierwszej połowy, Dominic Calvert-Lewin wpisał się na listę strzelców. Angielski napastnik sprytnie zgubił krycie podczas rzutu rożnego i z odległości kilku metrów wpakował piłkę głową tuż obok prawego słupka.
Argentyński menadżer przed zejściem do szatni nie kipiał entuzjazmem. Rozmowa motywacyjna podczas przerwy przyniosła oczekiwany efekt. Zaledwie po dwóch minutach od rozpoczęcia drugiej części spotkania, Leeds strzeliło bramkę kontaktową. Nadzieję Pawiom na korzystny rezultat przywrócił Raphinha. Brazylijczyk z z bliskiej odległości dokładnie przymierzył w lewy dolny róg, nie dając Pickfordowi większych szans.
Mateusz Klich z kolegami nie był w stanie doprowadzić do remisu. Reprezentant Polski nie pokazał nic szczególnego i został zmieniony w 69. minucie przez Robertsa. Do ostatnich sekund obie drużyny nie rezygnowały ze zdobywania bramek. Golkiperzy mieli sporo pracy. Więcej do powiedzenia miały Pawie, ale między słupkami znakomicie spisywał się Pickford. Everton zdołał utrzymać korzystny rezultat do końca, przez co powrócił na właściwą ścieżkę po dwóch meczach bez wygranej.
Aston Villa 1-3 West Ham United
81' Ollie Watkins J. Grealish - 51' Tomáš Souček S. Benrahma; 56' Jesse Lingard M. Antonio; 83' Jesse Lingard M. Antonio
W innym środowym spotkaniu 22. kolejki Premier League West Ham United pokonał na wyjeździe 3:1 Aston Villę i awansował na piąte miejsce w ligowej tabeli.
West Ham United w ostatniej kolejce przegrał 1:3 u siebie z Liverpoolem, ale wcześniej mógł się pochwalić serią czterech kolejnych ligowych wygranych. Teraz drużyna Łukasza Fabiańskiego chciała wrócić na zwycięską ścieżkę.
W pierwszej połowie inicjatywa należała do gości z Londynu, którzy zdecydowanie częściej gościli w okolicy bramki przeciwnika, ale to Aston Villa była bliżej wyjścia na prowadzenie. W 27. minucie bliski wpisania się na listę strzelców był Ollie Watkins, ale piłka po jego ładnym uderzeniu trafiła w słupek. Na przerwę ostatecznie obie jedenastki schodziły przy bezbramkowym remisie.
W drugiej połowie West Ham nie pozostawił już jednak złudzeń swoim rywalom. W 51. minucie Młotom prowadzenie dał Tomas Soucek, który precyzyjnym strzałem z prawej strony pola karnego wykorzystał świetne podanie Saida Benrahmy. Pięć minut później na listę strzelców wpisał się sprowadzony z Manchesteru United Jesse Lingard.
Gospodarze nadzieję na uzyskanie w tym meczu korzystnego wyniku odzyskali w 81. minucie. Kontaktowego gola po świetnym podaniu Jacka Grealisja zdobył Ollie Watkins. Dwie minuty później West Ham odpowiedział jednak trzecim trafieniem. Drugiego gola w swoim debiucie w nowym zespole zdobył Lingard, który wykończył kontratak swojego zespołu.
Liverpool 0-1 Brighton & Hove Albion
56' Steven Alzate L. Trossard
Liverpool po ostatnich dwóch wyjazdowych zwycięstwach 3:1 z Tottenhamem Hotspur i West Hamem United do meczu z Brighton przystępował w roli zdecydowanego faworyta. Wydawało się, że po tym co The Reds zaprezentowali w ostatnich meczach, nawet mimo osłabień nie będą mieli problemów z sięgnięciem po pełną pulę.
Podopieczni Juergena Kloppa już w trzeciej minucie mogli wyjść na prowadzenie, ale świetnej okazji nie wykorzystał Mohamed Salah, który mając przed sobą praktycznie tylko bramkarza uderzył nad poprzeczką. Jak się okazało była to jedyna groźniejsza sytuacja stworzona przez gospodarzy w pierwszej połowie tego spotkania.
Brighton bardzo dobrze radził sobie z atakami faworyzowanych rywali, samemu od czasu do czasu zapędzając się pod bramkę przeciwnika. W 24. minucie gości mogli objąć prowadzenie, ale dobrą okazję zmarnował Daniel Burn, którzy skiksował przy próbie oddania strzału z siedmiu metrów. Ostatecznie na przerwę obie jedenastki schodziły przy bezbramkowym wyniku.
Kilkanaście minut po przerwie Brighton niespodziewanie wyszedł na prowadzenie. Po dośrodkowaniu z prawego skrzydła, piłkę głową przed bramkę zgrał Leandro Trossad, a do siatki trafił Steven Alzate. Strata bramki nieco pobudziła ospałych tego dnia The Reds, którzy w kolejnych minutach ruszyli do ataków.
W 70. minucie kolejną okazję do wpisania się na listę strzelców zmarnował Salah, który po podaniu z prawej strony pola karnego ponownie uderzył nad bramką. Goście wcale nie zamierzali się tylko bronić i starali się wykorzystać każdą nadarzającą się okazję do zdobycia gola. W efekcie do kilku interwencji zmuszony został Caoimihin Kelleher, który bronił między innymi strzały Pascala Grossa i Leandro Trossarda. Wynik 1:0 utrzymał się do ostatniego gwizdka sędziego.
W zwycięskim zespole całe spotkanie na ławce rezerwowych spędzili dwaj reprezentanci Polski Jakub Moder i Michał Karbownik.
Po tym spotkaniu Liverpool zajmuje czwarte miejsce w tabeli Premier League ze stratą już siedmiu punktów do prowadzącego Manchesteru City, który ma również jedno spotkanie do rozegrania więcej.
-
Tottenham 0-1 Chelsea
24' k. Jorginho
Od początku czwartkowego spotkania inicjatywa należała do gości, którzy rozgrywali swoje trzecie spotkanie pod wodzą Thomasa Tuchela. The Blues dłużej utrzymywali się przy piłce, częściej gościli również w okolicy pola karnego rywali, ale nie miało to przełożenia na liczbę klarownych sytuacji.
W pierwszej połowie obie drużyny oddały po jednym celnym strzale. Chelsea objęła po nim prowadzenie. W 24. minucie do bramki strzeżonej przez Hugo Llorisa z rzutu karnego trafi Jorginho. Prowadzący to spotkanie sędzia Andre Marriner “jedenastkę” podyktował za faul Erica Diera na Timo Wernerze.
Pod bramką Chelsea najgroźniej w pierwszej odsłonie meczu było tuż przed jej zakończeniem. Wówczas do sytuacji strzeleckiej doszedł Serge Aurier, ale główkował niecelnie. Na przerwę w zdecydowanie lepszych humorach schodzili więc goście.
W drugiej połowie podopieczni Jose Mourinho nie potrafili odmienić losów rywalizacji. W dalszym ciągu mieli problemy z konstruowaniem akcji i przedostawaniem się pod bramkę rywali. Chelsea również nie zachwycała, ale na pewno stwarzała większe zagrożenie.
W 60. minucie przed szansą wpisania się na listę strzelców stanął Werner, ale został zablokowany przez obrońcę. Kwadrans później celnie na bramkę Tottenhamu uderzał Mason Mount, ale na posterunku był Lloris. Gospodarze odpowiedzieli zaskakującym uderzeniem Erika Lameli z dystansu, ale Edouard Mendy pewnie interweniował. Wynik 1:0 utrzymał się do ostatniego gwizdka sędziego.
Da Chelsea to druga wygrana z rzędu pod wodzą nowego trenera. Dzięki niej The Blues awansowali na szóste miejsce w tabeli. Z kolei Tottenham już w trzecim kolejnym ligowym meczu schodził z boiska bez punktów.
-
Tabela + najlepsi strzelcy i asystenci
-
Aston Villa 1-0 Arsenal
2' Ollie Watkins B. Traoré
Mecz rozpoczął się bardzo dobrze dla gospodarzy. Już w pierwszej akcji wyprowadzili zabójczy atak. Zbyt lekko futbolówkę wycofał jeden z piłkarze Arsenalu, dlatego została przejęta przez Bertranda Traore. Skrzydłowy wbiegł z piłką w pole karne i zagrał ją do Olliego Watkinsa. Anglik pewnym uderzeniem między nogami jednego z obrońców umieścił piłkę w bramce.
Obie drużyny próbowały dalej atakować, ale dobrze spisywali się golkiperzy. W bramce Kanonierów debiutował Mathew Ryan, który dobrze się spisywał.
W drugiej połowie mecz stał się bardziej otwarty, ponieważ obie drużyny stwarzały sobie więcej sytuacji. Jako pierwsi groźnie zaatakowali piłkarze Aston Villi, ale na posterunku był Ryan, który obronił uderzenie Johna McGinna. Swoich szans próbowali Nicolas Pepe i Martin Odegaard, ale zawodnikom Arsenalu brakowało szczęścia.
Pod koniec meczu Mathew Ryan musiał ponownie popisać się dobrymi paradami. Najpierw wybronił strzał Jacka Grealisha, a następnie zatrzymał Olliego Watkinsa. Końcowy rezultat to 1:0. Dla Arsenalu jest to trzeci z rzędu mecz w Premier League bez zwycięstwa. Aston Villa awansowała natomiast na ósme miejsce w tabeli.
Burnley 1-1 Brighton & Hove Albion
53' Jóhann Guðmundsson - 36' Lewis Dunk P. Groß
Równolegle rozgrywano starcie na Turf Moor, gdzie o zwycięstwo rywalizowały drużyny, których głównym celem jest pozostanie w Premier League. W meczu Burnley kontra Brighton faworytem byli goście, ale w piłce nożnej widzieliśmy już wiele niespodzianek.
Pierwsza połowa dość niespodziewanie upłynęła pod znakiem zdecydowanej przewagi Burnley, które oddało aż 11 strzałów, ale tylko cztery celne. Brighton próbowało tylko pięciokrotnie, ale zdołało objąć prowadzenie. W 36. minucie Pascal Gross dośrodkował z rzutu rożnego w szesnastkę, gdzie czekał już Lewis Dunk. Anglik uderzył futbolówkę głową w lewy dolny róg bramki. Do przerwy wynik już się nie zmienił.
W drugiej połowie Burnley znów było stroną dominującą i w końcu trafiło do siatki. Johann Gudmundsson znalazł się właściwym miejscu o odpowiedniej porze i przymierzył pewnie w prawy róg bramki. Goście w tej części meczu nie oddali nawet celnego strzału, więc nie mogą mieć pretensji, że finalnie zremisowali 1:1.
Newcastle United 3-2 Southampton
16' Joseph Willock A. Saint-Maximin; 26' Miguel Almirón A. Saint-Maximin; 45' +4 Miguel Almirón - 30' Takumi Minamino R. Bertrand; 48' James Ward-Prowse
49' Jeff HendrickO 16:00 rozpoczęły się zmagania na dwóch stadionach, Jednym z nich było St. James’ Park, gdzie Newcastle rywalizowało z Southampton. Oba zespoły miały coś do udowodnienia, ponieważ spisywały się ostatnio słabo. Zwłaszcza Święci, którzy ulegli w minionej kolejce Manchesterowi United aż 0:9.
Jeżeli spojrzymy tylko na statystyki, można stwierdzić, że Southampton w pierwszej połowie zagrało dobrze. Oddało kilka strzałów i dominowało w posiadaniu piłki. Boiskowa rzeczywistość była jednak zgoła inna. W 16. minucie Newcastle prowadziło 1:0, gdy Allan Saint-Maximin podał do Joe Willocka, który wykończył sytuację. Dziesięć minut później Sroki wygrywały już 2:0. Ponownie asystował Saint-Maximin, a na listę strzelców wpisał się Miguel Almiron.
Southampton starało się odrobić straty i po pół godziny gry na tablicy wskazującej wynik było 2:1. Ryan Bertrand podał do Takumiego Minamino, a ten strzelił kontaktowego gola. W ostatniej akcji pierwszej połowy Newcastle znów trafiło do siatki i prowadziło różnicą dwóch goli. Ponownie w roli głównej wystąpił Almiron. Tym razem Paragwajczyk wykorzystał serię błędów rywali i mógł świętować z kolegami. Jan Bednarek z pewnością będzie chciał zapomnieć o tej części meczu, ponieważ był mocno zamieszany w utratę każdego z trzech goli.
W drugiej połowie również działo się mnóstwo, ponieważ trzy minuty po wznowieniu gry, fenomenalnego gola strzelił James Ward-Prowse. 26-latek kapitalnie wykonał rzut wolny i pokonał goalkeepera Newcastle uderzeniem w lewy róg bramki. Chwilę później drugą żółtą kartkę zobaczył Jeff Hendrick, który przedwcześnie udał się do szatni. Southampton całkowicie zdominowało przeciwnika po przerwie, ale nie zdołało już strzelić gola i ostatecznie przegrało z Newcastle 2:3.
Fulham 0-0 West Ham United
90' +7 Tomáš Souček
Faworytami meczu byli przyjezdni. Piłkarze Młotów w pięciu ostatnich potyczkach Premier League wygrywali czterokrotnie. Z kolei rywale ze strefy spadkowej w tym okresie nie odnieśli ani jednej wiktorii.
Gracze Davida Moyesa mogli wyjść na prowadzenie po 12. minutach spotkania na Craven Cottage. Swojej sytuacji nie wykorzystał jednak Jarrod Bowen, który uderzył obok bramki Fulham FC. Kilkanaście minut później przestrzelił zaś Tomas Soucek. Przed przerwą z dystansu próbował jeszcze Ademola Lookman, lecz uderzył obok lewego słupka.
Kilka minut po zmianie stron zrobiło się groźnie w polu karnym gości. Dobrą okazję miał Ruben Loftus-Cheek, ale Fabiański w porę wyszedł z bramki i utrudnił oddanie precyzyjnego uderzenia rywalowi. W odpowiedzi Vladimir Coufal trafił w poprzeczkę.
W 72. minucie Fulham FC miało rzut rożny. Do piłki doszedł Tosin Adarabioyo, ale nie wykorzystał szansy na zdobycie premierowej bramki w tym meczu i strzelił ponad poprzeczką. W końcówce dwukrotnie próbował Loftus-Cheek, ale też nie udało mu się zmienić wyniku. W doliczonym czasie gry, po wideoweryfikacji, czerwony kartonik za atak łokciem obejrzał Soucek.
Do samego końca nie zobaczyliśmy goli i oba kluby zdobyły po jednym oczku. Aktualnie beniaminek jest na 18. lokacie. Młoty zajmują natomiast piąte miejsce.
Manchester United 3-3 Everton
24' Edinson Cavani M. Rashford; 45' Bruno Fernandes A. Wan-Bissaka; 70' Scott McTominay L. Shaw - 49' Abdoulaye Doucouré; 52' James Rodríguez A. Doucouré; 90' +5 Dominic Calvert-Lewin M. Keane
W pierwszej połowie Czerwone Diabły zaprezentowały swoją najlepszą wersję. Były nastawione proaktywnie, wykorzystywały swoje okazje i szybko zażegnywały niebezpieczeństwo pod własnym polem karnym.
W 24. minucie gospodarze objęli prowadzenie. Marcus Rashford miał mnóstwo miejsca przed wrogim polem karnym i dośrodkował w kierunku Edinsona Cavaniego. Urugwajczyk nie marnuje takich okazji. Z łatwością przeskoczył Michaela Keane’a i głową wyprowadził Manchester United na prowadzenie. Czerwone Diabły emanowały sporą pewnością siebie, czego najlepszym dowodem niech będzie gol Bruno Fernandesa tuż przed przerwą. Portugalczyk otrzymał piłkę tuż przed polem karnym, zauważył, że Robin Olsen jest wysunięty i pięknym strzałem podwoił prowadzenie swojej drużyny.
Carlo Ancelotti musiał zaprezentować swoim podopiecznym naprawdę dobrą gadkę motywacyjną, bo nie minęło siedem minut drugiej połowy, a na tablicy świetlnej pojawił się rezultat remisowy. Najpierw Abdoulaye Doucoure dobił uderzenie Dominica Calverta-Lewina, a następnie Francuz popisał się przytomnym podaniem przy strzale Jamesa Rodrigueza na wagę remisu.
Nie podcięło to skrzydeł gospodarzom. Nadal napierali, a sam Marcus Rashford zmarnował trzy dogodne okazje do zdobycia bramki. Gol padł jednak po stałym fragmencie gry. Luke Shaw dośrodkował z rzutu wolnego, a Scott McTominay wygrał pojedynek z Masonem Holgate’em i głową przywrócił swej drużynie trzy punkty.
W ostatniej minucie doliczonego czasu gry Everton zdołał jednak wyrwać remis. Po rzucie wolnym Calvert-Lewin na wślizgu wykorzystał jednak strącenie Keane’a i pokonał Davida de Geę.
Sobotni remis oznacza, że Czerwone Diabły tracą dwa punkty do liderującego rywala zza miedzy. Należy jednak pamiętać, że Manchester City rozegrał dwa spotkania mniej. Everton natomiast awansował na szóstą lokatę.